Tło jasne
 


ODSIECZ
( powrót do fragmentów )
Szara postać oderwała się od stalowo-burej skały, by po chwili ponownie zlać się z cieniem zalegającym u stóp skalnego urwiska. Przemykających chyłkiem postaci było więcej. Szare stwory podchodziły ze wszystkich stron - cicho i niezauważenie. Kiedy już większość z nich znalazła się u stóp wysokiej skały, zaczęły się po niej wspinać. Stwory nie były same. Ukryci w załamaniach terenu, leżeli łucznicy z nałożonymi na cięciwy strzałami. Obserwowali rysimi oczami skraj urwiska. Byli gotowi w każdej chwili wypuścić strzały w stronę istoty, która zawiesiłby wzrok na burej skale lub popatrzyła w dół urwiska. Zwykły śmiertelny, nawet gdyby popatrzył, niewiele by dostrzegł. Blask wschodzącego słońca nie zalewał kamienistej ziemi, usianej licznymi rumowiskami skalnymi. Ciemna zasłona nocy jeszcze otulała skalistą krainę, ale łucznicy nie polowali na zwykłych śmiertelnych, tylko stwory mroku; czujnie wypatrywali wroga ślepiami, którymi doskonale widzieli w ciemnościach. Łucznicy pozostali na swych pozycjach nawet wtedy, kiedy szare stwory wspięły się na skałę, a gdy już się wspięły, przypadły płasko brzuchami do ziemi. Ciszy ustępującej nocy nie zakłócił najmniejszy szmer również wtedy, gdy ukryci strażnicy umierali - olbrzymie łapy zakończone pazurami zacisnęły się bezlitośnie na ich gardłach. Szare postacie, niemal trąc brzuchami po ziemi, poruszały się ciągle do przodu, do chwili, gdy skała ponownie zaczęła schodzić w dół, a wtedy w ich rękach pojawiły się zwinięte długie liny. Nie zeszli w dół łagodnym zboczem, zaczęli opuszczać się na linach po pionowej i gładkiej skale. Kilka szarych stworów zostało, czekając na powrót towarzyszy, którzy opuścili się już do miejsca, gdzie zamierzali dotrzeć. Czując, że liny nie są już naprężone, szare stwory wciągnęły je z powrotem na górę, a później ściągnęły łuki z pleców, nałożyły strzały na cięciwy i zamarły w oczekiwaniu, bacznie obserwując łagodne zbocze i schodzącą w dół pionową skałę.
Kiedy łucznicy wciągnęli liny na górę, szare stwory o połyskujących żółtym blaskiem ślepiach zanurzyły się w mroku, który zalegał w otworach wydrążonych w pionowej skalnej ścianie, a wtedy wyczulonym słuchem i węchem zaczęły szukać wszelkiego życia, jakie stanęłoby im na drodze. Były gotowe natychmiast je unicestwić, nie pozwalając, by wykryto ich obecność. Rychło olbrzymie łapy zakończone pazurami ponownie zaczęły się zaciskać na gardłach żywych istot. Im dalej szare stwory zanurzały się w głąb tuneli wydrążonych w skalnej ścianie, tym częściej pazurzaste łapy zaciskały się na gardłach ofiar. Żaden z nich nie wbił miecza czy noża w ciała mordowanych w kompletnych ciemnościach istot, gdyż zapach krwi mógłby zdradzić obecność intruzów. Szare stwory zaczęły schodzić coraz głębiej, w dół wykutych w skałach grot i tuneli.<

( powrót )

  Powrót