Tło jasne
 


KREW SZINDAR
( powrót do fragmentów )
Rizla czuł się nieswojo, Wark go wezwał. A teraz nadzorca patrzył na ponurą jak chmura gradowa twarz Wodza Wojennego. Szerg, który był medykiem, badał leżącą na łóżku istotę. Też mają sobie czym zawracać głowę, myślał Główny Nadzorca.
- Nie mogę jej pomóc. Nie znam się na słabych istotach, ale spróbuję. Pomagałem samicom vangów, może z nią też dam sobie radę. Ale nietrudno zauważyć, że u ludzi to bardziej skomplikowane. Są bardziej wymagający, a przy tym słabi. Byle co może im zaszkodzić. Chcesz, bym zaryzykował? - szerg, który starał się pomóc Elnis, popatrzył na Warka.
- Wytrzyma jeszcze trochę, Alkar?
- Jeszcze trochę? Tak, ale im dłużej będzie to trwało, tym szybciej zacznie uchodzić z niej życie.
Wark odwrócił się ku stojącemu za plecami Głównemu Nadzorcy.
- Idź do kopalni. Znajdź wśród niewolników medyka i przyprowadź go tutaj - wydał Rizli polecenie.
- Niemożliwe. Zbyt są zacofani, abym znalazł ktoś takiego między nimi - Główny Nadzorca nie ruszył się z miejsca.
Rizla oceniał sytuację. Wark miał tylko nóż u pasa, a on był w pełnym rynsztunku noszonym w czasie pełnienia obowiązków przez nadzorców niewolników. Mam szansę, pomyślał, mogę wykończyć Wodza Wojennego. Oczy Rizli trafiły na spojrzenie Warka. W jednej chwili Główny Nadzorca zrozumiał, że gdyby wprowadził swój zamiar w życie, mógłby mieć pretensje tylko do siebie za popełnienie tak dużej głupoty. Ze wzroku Warka wyczytał, że Wódz Wojenny go przejrzał. Sytuacja była o tyle groźniejsza, że słusznie czy nie, Wark mógł go oskarżać o stan, w którym istota się teraz znajdowała, a z niezrozumiałej przyczyny wodzowi bardzo zależało, by samicę utrzymać przy życiu.
- Już idę - Rizla w pośpiechu wyszedł z groty. Mało brakowało, pomyślał. Był spostrzegawczy, musiał być, w końcu pilnował niewolników, dlatego zauważył błysk w oczach Wodza Wojennego zdradzający, że zaraz nastąpi atak.
Rizla miał rację, dwa ostatnie szybko wypowiedziane słowa uratowały mu życie. Wark nawet nie zamierzał wyciągać noża zza pasa. Miał ochotę zaatakować Głównego Nadzorcę uzbrojoną w pazury łapą, rozszarpując mu na strzępy gardło. Był zły, bardzo zły, dlatego niewybaczalnym, tragicznym w skutkach błędem byłoby wejść mu teraz w drogę. A złość ta wynikała z tego, że nie mógł nic zrobić. Widać było, że z Zielonooką jest naprawdę kiepsko, a on nie miał na to żadnego wpływu. Wyrzucał również sobie, że pozwolił jej chodzić po całej Warowni. Zapomniałem, że ona jest tylko słabą istotą, a przecież one są takie delikatne, myślał.
...
Medyk chciał przyłożyć ostrze do nabrzmiałego brzucha, nie zrobił jednak tego. Zamarł. Kątem oka dostrzegł, jak szerg zwany Warkiem ruszył ku niemu.
- Stój!!! - Fazir usłyszał głos, który nie był skierowany do niego. - On wie, co robi, Wark - mówił Alkar - i ja się z nim zgadzam. To w obecnej sytuacji najmniej ryzykowna rzecz, jaką możemy zrobić.
Szindar zatrzymał się. Nie mógł jednak ustać w miejscu. Zaczął chodzić nerwowym krokiem od jednej ściany do drugiej.
Zachowanie szerga na nowo obudziło podejrzenia Fazira. Ale to niemożliwe, myślał, zbyt koszmarne, by mogło być prawdą.
Fazir ciął.
Po chwili wyciągnął TO. Omal go nie puścił, tak był przerażony. Gorejące żółtym blaskiem oczy patrzyły na niego.
To na pewno nie był noworodek, ludzki czy nawet zwierzęcy. Żadne stworzenie nie rodziło się z otwartymi oczami patrzącymi rozumnie na świat. Fazir dobrze wiedział, kto jest ojcem nowo narodzonego czarnoskórego potwora, barwiącego mu rękę czarną krwią. Oderwał wzrok od oczu stworzenia tylko po to, by natrafić na inne spojrzenie... na żółte oczy ojca nowo narodzonego Czarnego Szerglvar, na oczy Warka.
- Zajmij się małym. Ja ją oczyszczę i założę szwy - głos drugiego szerga sprawił, że Fazir zdołał się otrząsnąć. Zauważył, że zaczęły trząść mi się ręce, pomyślał. Oderwał wzrok od Warka i zajął się czarnym stworzeniem.
Fazir miał rację. Alkar się niecierpliwił, ze zgrozą patrząc, jak istota zabierała się do cięcia. Niewolnik nie wiedział, w jakim był niebezpieczeństwie. Kiedy odłożył nóż z powrotem, szerg myślał: masz szczęście, że cięcie było czyste, że tego nie spaprałeś, bo oszczędziłbym Warkowi roboty i osobiście poderżnął ci gardło nożem, który właśnie odłożyłeś. Gdy Fazir przeciął błonę płodową i wyciągnął noworodka, Alkar postanowił resztę dokończyć sam. Myślał, że już dłużej nie wytrzyma. Nie mógł patrzeć, jak człowiek męczy się z tym, co dla szerga było zwykłą, codzienną rutyną. Przynajmniej nie będziesz mieć pretensji, Zielonooka, że masz na brzuchu paskudną bliznę, bo wam ludziom takie rzeczy przeszkadzają, myślał. Ja zszywam, by szybciej postawić wojownika na nogi, aby rana szybko się zabliźniła, a wy również dlatego, by nie mieć dużych śladów po ranach.
Gdy Fazir uporał się z pępowiną, miał trochę czasu, by poobserwować Alkara. Ma wprawę, myślał, patrząc na sprawnie zakładane szwy. Nic dziwnego, bo to jego główne zajęcie: łatanie ich ran, kłutych, ciętych i szarpanych. Bez wątpienia umie coś jeszcze, ale w tym na pewno jest mistrzem.
- Już po wszystkim, Wark - rzekł Alkar, gdy skończył. - Zielonooka się trzyma, jak na słabą istotę, powiedziałbym, że nawet całkiem nieźle. Potrzebuje tylko spokoju, by się pozbierać. Zawołaj Daruna, trzeba trochę tutaj posprzątać.
Zielonooka! Tego było już dla Fazira za wiele. Jeszcze nazywają ją Zielonooką! Ludzka kobieta, która robiła to z Czarnym Szerglvar! Aż wstrząsnęło nim z obrzydzenia, gdy pomyślał, jak doszło do poczęcia. Spółkować z czarnym diabłem, to się nie mieściło w głowie! Jednak do uczucia obrzydzenia doszła również zawodowa ciekawość. Przecież jako medyk był człowiekiem wykształconym. Zaczął w myślach rozważać całą rzecz od strony czysto technicznej i teoretycznej: - Fizycznie jest to możliwe, ale co potem? To też już wiem. Efekt odrażającego związku dwóch ras właśnie trzymam na rękach.
- A co z nim? - Alkar miał na myśli noworodka.
- Nic mu nie jest. Urodził się za wcześnie, ale jak widać, nic mu to nie zaszkodziło.
- Krew Szindar - wtrącił szerg zwany Warkiem.
Diabelska krew, pomyślał Fazir.
- Masz rację, krew czarnych diabłów. Trudno takiemu zaszkodzić.
Fazir doznał szoku - skąd on wiedział, o czym myślałem?
- Tyle już zdychasz w Tora-Kardar, powinieneś wiedzieć, że potrafimy czytać w waszych małych móżdżkach jak w otwartej księdze. Dlaczego to cię teraz dziwi?
Szok był podwójny.
- Nie rób mu już wody z mózgu, Wark. On ma na razie dosyć, a jeszcze czeka go rozmowa z Penakiem - Alkar postanowił przerwać znęcanie się nad istotą, która i tak była już dobrze wystraszona.
- Idę po Daruna - Wark ruszył do drzwi. Zamierzał się ich jak najszybciej pozbyć. Już nie byli do niczego potrzebni, a on chciał zostać z Zielonooką i swym synem sam.

( powrót )

  Powrót