| Tło jasne |
|
BITWA
( powrót do fragmentów ) Ziemia ciężko jęknęła pod kopytami ogromnych bojowych rumaków. Rozpędzona, zwarta czarna masa, najeżona grotami długich włóczni przeszła w cwał i runęła na szeregi Dwugłowego Węża, gotowa staranować wszystko, co znajdzie na drodze. Poprzez tętent kopyt przebijał łoskot żelaznych siatek, które okrywały szerokie piersi bojowych ogierów. Ledwie słychać było parskanie, pobrzękiwanie wędzideł i jękliwe skrzypienie końskich rzędów. Wierzchowców o ciemnej maści dosiadali rośli harrańscy wojownicy, okryci ciężkimi żelaznymi kolczugami. Burza zmierzwionych włosów powiewała spod hełmów. Zmrużone dzikie oczy połyskiwały krwistą czerwienią. Rytmicznie unosiły się końskie piersi. Wydychane z rozdętych chrap powietrze zamieniało się w obłoki pary. Zbita masa zbliżała się nieubłaganie do czarnej linii najeżonej drzewcami zdradliwych długich włóczni. Galopującemu w pierwszej linii nacierających jeźdźców Harranowi, który zwał się Ata-naka, rosły w oczach szeregi wroga, ziemia szybko uciekała spod końskich kopyt. Ruszyli, myślał, nie przejmując się strzałą, która właśnie jęknęła mu koło ucha. Nie chcą, abyśmy się zbyt mocno w nich wbili, ale nie będą mieć też czasu, by wielu z nas wystrzelać. Dobrze, że Valnir nie zwlekał. Co prawda łuczniczki mogły lepiej spełnić swe zadanie, ale jakim kosztem? Harran myślał w ten sposób, ponieważ między wojowniczkami była jego kobieta, a każdy wypad w stronę linii wroga miał swoją cenę. Już przynajmniej kilka ustrzelonych z łuków Harranek zrosiło krwią wyschniętą ziemię wiecznie nienasyconego Płaskowyżu. Czarne cielsko Dwugłowego Węża nagle się zatrzymało. Chmura strzał pomknęła w stronę szarżujących harrańskich wojowników. W powietrze uniósł się głośny kwik ugodzonych strzałami koni, wielu jeźdźców spadło z siodeł. W pędzącej masie zwierząt powstały wyłomy, nie zatrzymało to jednak atakujących. Zza pleców łuczników Zatrana wychynął las najeżonych włóczni. Oparte o skalisty grunt utworzyły żywy ostrokół, nachylony ku pędzącemu taranowi. Ata-naka runął koniem na nastroszone drzewce zakończone długimi, grubymi żeleźcami. Harran stracił w czasie ataku włócznię, jednak w jego ręku natychmiast pojawiła się bojowa maczuga o ciężkiej stalowej głowicy. Harrański wojownik niezwłocznie zrobił z niej użytek. Kiedy dwie żywe masy z łoskotem zderzyły się ze sobą, przeraźliwy kwik zwierząt nabitych na sterczące żeleźce stał się nie do zniesienia. Rozpędzone wierzchowce wbiły się głęboko w szeregi czarnych, długowłosych i okrutnych wojowników. Dwie walczące strony zmieszały się ze sobą i zbiły w jedną drgającą, krwawą masę. Wykrzywione bitewnym szałem, pokryte tatuażami i bliznami twarze z błyszczącymi w nich krwistoczerwonymi oczami, przemieszały się z czarnymi obliczami i pałającymi ognistym blaskiem żółtymi ślepiami szergów. Wojownicy, którzy nie zostali stratowani przez zwarte w śmiertelnym boju wrogie siły, skrzyżowali ze sobą miecze i topory. Czarna i czerwona posoka popłynęły wąskimi strumieniami i zlały się ze sobą. Upiorny Płaskowyż zaczął wchłaniać rzekę krwi. Stłoczeni wojownicy znaleźli się tak blisko siebie, iż niejeden z szarżujących Harranów padł z rozerwaną przez pazurzastą łapę tętnicą, a niektórych spośród nich szergowie potraktowali nawet kłami. Czarna masa krwiożerczych potworów z pewnością wchłonęłaby dzikich harrańskich wojowników, jednak za konnicą pędziły dużymi skokami czarne diabły o połyskującej ciemnym granatem skórze. Czarni Szerglvar dosięgli pierwszych linii walczących i, wspierając zdziesiątkowaną harrańską jazdę, skrzyżowali miecze z wrogiem. ... Harrańska łuczniczka nie popędziła, jak jej siostry, za wrogiem. Wróciła. Zamiast pozbawić życia kolejnego nieprzyjaciela, lepiej uratować jednego z naszych - myślała - a zanim słońce zajdzie, jeszcze wielu z nas odejdzie z tego świata, bo nie miał kto zatamować krwi płynącej z ran. Harranka zatrzymała konia oszołomiona widokiem, jaki zobaczyła. Promienie słońca odbijały się od czarnego jak heban, muskularnego ciała. Opuszczona w dół głowa nagle podniosła się do góry. Wokół niej zatańczyły ciemne włosy, uniesione przez nagły podmuch wiatru. Harranka omal nie przetarła oczu. -To przez to słońce! Postać Czarnego Szerglvar zdawała się rosnąć w oczach. - Nie, to nie przez słońce. Ten Który Ma Czterysta Lat zaczął pić! Harranka miała rację. Zoltar stracił zbyt wiele krwi, by przeżyć. Ten Który Ma Czterysta Lat skupił całą swą wolę i poczuł. Krew szybko zaczęła krążyć w żyłach Nieśmiertelnego. Było jej coraz więcej. Dusza Zoltara uwięziona w mieczach, które płatnerz wykuł, zaczęła zachłannie pić, a dzisiejszego dnia wiele z tych mieczy unurzało się we krwi. Zoltar nie uronił żadnej kropli. Pochłonął wszystko. Harranka zobaczyła, że Nieśmiertelny wstaje. Jemu z pewnością nie jestem potrzebna - pomyślała i ruszyła w stronę pobojowiska. ... Szindar i ich sojusznicy ruszyli w drogę powrotną. Hargar patrzył na wolno poruszającą się kolumnę. Obejrzał się za siebie. W wieczorne niebo buchnął płomień ze stosów pogrzebowych. Były ułożone z gałęzi niskich, karłowatych drzewek i krzewów, które porastały, niegościnny Płaskowyż smagany wiatrem. Suche jak pieprz drewno natychmiast zajęło się żywym płomieniem. Rozwiewany przez wiatr ogień zaczął wyrywać się na wszystkie strony. Złociste płomienie tańczyły na skręcających się z żaru gałęziach i zamieniały je w srebrzysto-szary popiół. ( powrót )
|