Tło ciemne
 


  Powrót

Wstępniak

Zapewne zastanawiacie się, kim jest ta Monika o mało medialnym nazwisku. Osobą, której nie chce się ukrywać pod pseudonimem, bo nie lubi mieć kłopotów na poczcie i w innych "papierkowych" instytucjach...




...Garven wzdrygnął się. Głos był kpiący i pełen wzgardy, ale to nie on nim wstrząsnął: nigdy nie patrzył w tak ponurą i dziką twarz, a sporo szegrów już w życiu widział. To oblicze było straszne, całe poznaczone bliznami. Szerglvar był potężnie zbudowany, lecz Garven nie zatrzymał wzroku na masywnej sylwetce. Patrzył w żółte ślepia: okrutne i dzikie. Błyszczały gniewem. Tliła się w nich nienawiść do wszystkiego, co żyje.
- Gdzie Zatran? - zapytał Garven.
- Zatran?
- Głusi jesteście? Gdzie wódz Zachodniej Hordy?
Szergowie ryknęli śmiechem. Dzikie oczy nadal wpatrywały się w Garvena. Szerglvar podniósł uzbrojoną w pazury łapę. Śmiech w jednej chwili zamarł.
- Właśnie przed nim stoisz. Stoisz przed wodzem Zachodniej Hordy - usłyszał Garven i wtedy ugięły się pod nim nogi. Zrozumiał, że oddali głowę pod topór kata. "Ale dlaczego jeszcze żyjemy?" - pomyślał. - "Dlaczego przyprowadzili nas przed oblicze wodza? Czyżby wiedzieli? Przeczuwali? Domyślali się, z kim mają do czynienia?"
W przeciwieństwie do Garvena, Vran nie stracił zimnej krwi i zapytał:
- Jak się zwiesz, wodzu Zachodniej Hordy?
- Herkar.
- Słyszałem o tobie.
- Słyszałeś? Jak także "słyszałem" o Płowowłosym - pogardliwy ton głosu nasilił się. Vran podjął aluzję. Najlepsi siepacze Cienia byli dobrze znani, złowroga sława wyprzedzała ich. Tylko żółtodziób zaryzykowałby i skrzyżował miecz z wojownikiem takim jak Herkar czy Płowowłosy.
- A ty, Vran? Kim ty jesteś, Błękitnooki?
- Kim ja jestem? Dobre pytanie - Vran posadzi ł Aniję na ziemi i spojrzał na Szakala.
Garven zrozumiał, że ma jej strzec, bo zaraz zrobi się gorąco, a szerg właśnie szuka sposobu na wydostanie się z zaciskającej się wokół nich pętli.
- Kim jesteś? Chcesz poznać naszą odpowiedź? Kargan! Pokaż mu, kim jest. Pokaż szergowi o oczach istoty oraz marnym stworzeniom, z którymi wszedł na ziemię Zachodniej Hordy, kim dla nas są.
Kilku Szerglvar wyciągnęło miecze. Garven i Vran zrobili to samo.
Błękitnooki ruszył prosto na Herkara, lecz nie zdołał skrzyżować z nim miecza. Obstawa Wodza Zachodniej Hory zastąpiła mu drogę.
- Kryjesz się za nimi jak płochliwy kundel! - warknął Vran.
- To ty jesteś kundlem. Prawdziwym mieszańcem.
Szergowie zaśmiali się drwiąco.
- A kundle się odgania, a nie staje z nimi do walki - Herkar rzucił spojrzenie na Kargana: był to znak, by straż dokończyła sprawę.
Garven osłupiał: zamiast się bronić, Vran wbił miecz w ziemię! I zaraz zdziwił się jeszcze bardziej: szergowie się zatrzymali!
- Nic z tego, Błękitnooki - Herkar łypnął na Vrana złym okiem. - Nie możesz rzucić mi wyzwania. Nie jesteś wojownikiem Zachodniej Hordy, bo nie powstałeś z tego samego ścierwa.
- Nie powstałem? Jesteś tego pewien, Herkar? Nazwałeś mnie mieszańcem. I, w rzeczy samej, jestem nim. Płynie we mnie krew słabej istoty. Ale to moja lepsza połowa.
- Lepsza?! - Herkar wydął dolną wargę.
Vran nie odpowiedział. Odwrócił się plecami do wodza Zachodniej Hordy i podszedł do Aniji. Garven już się nie dziwił, gdy szerg wyciągnął dziecko z rąk matki.
Vran podszedł do wojowników i podniósł dziewczynkę.
Jasne i niewinne oczy wpatrzyły się w ślepia bezlitosnych siepaczy. Czysty błękit spotka ł się ze złotem.
- Argatan! - wydusił Kargan.
- Bzdura! - parsknął Herkar. - Nie ma żadnej Argatan. Ona nigdy nie istniała.
- To Argatan!
Herkar wzruszył tylko ramionami. Nie mógł walczyć z głęboko zakorzenionymi przesądami. Miał wielką ochotę uderzyć płazem miecza w czerep Kargana, by ten się ocknął, ale nic by to nie dało. Reszta szergów również wierzyła w legendę. Herkar nie wiedział, jak powstała, ale z pewnością była tylko legendą, bo czy słaba istota o błękitnych oczach mogła być aż tak ważna dla szergów, by pamiętali, że kiedykolwiek istniała? To było niemożliwe, bo wśród Szerglvar panował wyłącznie kult siły. Szindar mieli swych Wyzwolonych, Kargan - Argatan, ale on, Herkar, wierzył tylko w krew spływającą po zimnej stali...

( góra )

  Powrót