| Tło jasne |
|
URGUR
( powrót do fragmentów ) Herkar miał dobry widok, z grzbietu moguna obejmował wzrokiem całe pole walki, jednak widział pole, które było puste. Poczerniałe kikuty maszyn oblężniczych sterczały w niebo. Olbrzymia katapulta miotająca głazy wielkości kilku szergów tliła się żarem. Deszcz, którego krople spływały Herkarowi po twarzy, nie zdołał jej ugasić. Arin kryła się pod płaszczem, jednak wyglądała spod niego, rozglądając się ciekawie dookoła. - Deszcz spływa ci po nosie, zaraz zaczniesz kichać - Herkar zakrył ją. Nic to nie dało, wygramoliła się z powrotem. - Co się stało? - Co się stało? - szerg powiódł wzrokiem dookoła. Na ziemi walały się trupy, ułamki włóczni chrzęściły wojownikom pod nogami, stopy grzęzły w błocie. Deszcz mieszał popiół z wodą, wypłukiwał go z kręgów kamieni otaczających wygasłe ogniska. Obok leżały stosy gałęzi, które nigdy nie miały zapłonąć. Gdzieniegdzie walały się stosy odpadków, kości i skorup. Śmierdziały doły kloaczne, chlupotała w nich woda. Mury Norderad przedstawiały opłakany widok. Olbrzymie głazy, które oblegający wyrzucali z katapult, poczyniły prawdziwe spustoszenie. W murach szczerzyły się liczne wyrwy. Fosa była zapchana gałęziami i trupami, aż woda wystąpiła z brzegów. - Odeszli. Odstąpili. Ale dlaczego? Przecież mury są tak uszkodzone, że bez trudu wdarliby się na nie. Główna brama jest cała strzaskana, zostały z niej tylko drzazgi, a tarany spalili. Dlaczego? - Uciekli przed nami - rzekł Kargan, który szedł obok moguna. - Nie sądzę. Katapulty do szczętu spłonęły, tarany poszły z dymem, a to cholerstwo nie płonie zbyt szybko, przecież jest nasiąknięte wodą i chronione, by nie można było go podpalić, a nie podpali ich, polewając oliwą, chyba że pożyczyliby ją od Dogara - Herkar roześmiał się chrapliwym głosem. - A strzały? Przecież je nią nasączali. Nie powiesz, że nie mieli jej w obozie. - Ale nie w takiej ilości! A deszcz pada od dobrych dwóch dni. - Po co się nad tym zastanawiać? Lepiej wkroczmy w mury, przynajmniej znajdziemy się pod dachem, bo o żarciu nie mamy nawet co marzyć. Jak na porządnych oblężonych przystało, oblężonych, którzy znoszą swój parszywy los z podniesioną głową, musieli zjeść nawet szczury. - Kargan, co ty opowiadasz? Bo pomyślę, że wysilasz się przed Arin. Ona nie taka wrażliwa, sporo widziała i wie o nas. Brakuje ci żarcia? Rozejrzyj się dookoła. Do wyboru, do koloru. Chcesz rączkę czy nóżkę? O, tam leży stopka odrąbana w kostce. A może gustujesz we flaczkach? Co prawda muszę cię rozczarować, bo są zleżałe, najświeższe sprzed dwóch dni, ale może któryś dopiero teraz wykitował... jak to po bitwie, nie wszyscy zdychają od razu... - Herkar, przestań! - Arin nie wytrzymała. - Żarty się ciebie trzymają, a tyle tutaj śmierci. Szergowie tylko popatrzyli na siebie i wzruszyli ramionami. Wiedzieli, że istoty są wrażliwe, ale że aż tak, by przerażało je zwykłe pole bitwy? - O, mamy nawet poselstwo - Herkar dostrzegł z grzbietu moguna grupę szergów, która minęła potrzaskaną bramę, a raczej to, co z niej zostało. ... Herkar zsunął się z grzbietu moguna i wyciągnął ręce. Arin nie wahała się ani chwili, ona również się zsunęła. Szerg złapał ją, zanim dotknęła stopami ziemi. - Proszę, proszę, co za niezwykły widok. Wojownik z Cienia robi za podnóżek. Herkar obrócił się na pięcie, warkot zamarł mu w gardle. Poznał szerga, który z niego kpił. - Witam mych drogich wybawców. Przybyliście w samą porę. Siły wroga rozpierzchły się w popłoch na wasz widok. Arin przyglądała się szergowi, który stał w bramie, i nie ustępował Herkarowi w zjadliwym humorze, a był nim sam Dogar, wódz Szerglvar z Norderad. Wyobrażała go sobie, że wygląda jak Jednooki Lis, podstępnie i staro, a przynajmniej ma twarz podobną do Kostuchy, a przed nią stał wojownik dużo młodszy od Herkara. Arin już przyzwyczaiła się do wyglądu szergów, czarne oblicza ciągle ją otaczały, dlatego pomijając fakt, że Dogar był jednym z nich, przyciągał wzrok. Wysoki, dobrze zbudowany, z twarzą o regularnych rysach, błyskiem w oku, białych i równych zębach, które prezentował, gdy się uśmiechał, z gęstymi i długimi włosami, lśniącymi w blasku lamp, wydał się jej przystojny. I spoglądał na nią, nie mógł oderwać od Arin wzroku. Odwróciła się i popatrzyła na Herkara. Widać było po nim, że drażniło go zainteresowanie, jakie Dogar jej okazywał. Wódz Zachodniej Hordy wyglądał przy swym gospodarzu jak wygłodniały sęp, wysoki i chudy, z drapieżnymi ślepiami utkwionymi w Dogarze, twarzą o zaostrzonych rysach, ze skórą pociętą bliznami i zakrzywionymi kłami, które odsłaniał, gdy coś mu się nie spodobało. A najwyraźniej zachowanie wodza z Norderad bardzo się Herkarowi nie podobało. Poszarpane i matowe włosy opadały mu na srebrzystoszare futro, które zarzucił na ramiona, i które tylko wzmacniało kontrast, uwypuklając wszelkie niedostatki urody, jeśli przyjmiemy, że taką miarą można mierzyć wygląd wojownika, a szczególnie szerga. Dogar zdawał się podzielać uczucia słabej istoty, patrzył się na Herkara, nie kryjąc rozczarowania. - Czyżby cię dopadła starość, Nieśmiertelny? - w końcu nie wytrzymał. - A może choroba? Z pewnością to jest usprawiedliwienie, dlaczego musiałem tak długo czekać. Ale jak widzisz, poradziłem sobie bez twojej pomocy. Widzę jednak, że to czekanie na "pomoc" do czegoś się przydało. Przynajmniej mogę nacieszyć oczy widokiem twej towarzyszki, bo na pewno nie twoim. Tak dorodnej samicy jeszcze nie widziałem, a uwierz mi, widziałem ich dużo. - Chyba wydłubując ich kawałki z zębów - Herkar burknął, czym zepsuł Arin wrażenie, sprawił, że czar prysnął jak bańka mydlana. - Ale po co tyle gadać, pędziliśmy ci na "pomoc" w tak wielkich podskokach, że siły nas opuściły... - Twoje na pewno - Dogar mruknął. - ...pozwól, że się rozgościmy się w twych zacnych progach - Herkar nie zrażony ciągnął dalej, to nie był czas, by wszczynać zwadę, aczkolwiek Dogar coraz bardziej go drażnił, tylko nie potrafił przyznać sam przed sobą, że najbardziej irytowały go pełne podziwu spojrzenia Arin, które rzucała ukradkiem na tego schlebiającego samicom osła niezwykle rzadkiej maści. Arin
wyszła na mury, miała dość przebywania w dusznym pomieszczeniu, cuchnącym
kwaśnym winem i na dokładkę z pijanymi szergami jako przednie towarzystwo.
Postanowiła opuścić rozbawioną kompanię i zaczerpnąć świeżego powietrza.
Okazało się jednak, że jej nieobecność dostrzeżono. Pomyślała, że to Herkar
poszedł za nią. Odwróciła się pełna złości, z przekleństwem na ustach,
którego nie zdołała z siebie wydusić.
|