"Prawdę mówiąc powieść Moniki Błądek powinna trafić, nie do działu recenzji, ale w subtelne ręce Feliksa W.Kresa..." - hmmm... nieźle się zaczyna, w zasadzie czytelnik już nie musi czytać dalej, stosunek recenzenta do recenzowanej pozycji został jasno określony, w dalszych linijkach będzie on robić wszystko, by utwierdzić was w swej opinii. Zapomnijcie, by w jakikolwiek sposób polubił choćby jednego bohatera powieści i z zainteresowaniem śledził jego losy. Nie, on się skupi na kwestiach technicznych, a dlaczego będzie miał takie podejście, zrozumiecie, gdy doczytacie moją recenzję recenzji do końca. Ale ja rozumiem Panią Asię Witek. Dostała pozycję, której nie powinna nawet recenzować, a tu przeczytać to coś musi i jeszcze wyskrobać parę zdań, by zgarnąć honorarium. Oj, ciężką pracę mają ci recenzenci, a tak przy okazji, bohaterka opowiadania "Powroty" właśnie ogląda "Misery" i kołacze jej się w głowie pewien paskudny pomysł :-).
Ale wróćmy do naszej recenzji:
"Po pierwsze szwankują opisy. Albo ich brak, albo popełniane są fatalnym stylem" - po czym jedna trzecia recenzji jest o tych opisach, których "albo brak..." Jest to o tyle ciekawe, że w powieści dominują dialogi i akcja. Ciekawe, dlaczego o tym Pani Asia nie wyskrobała ani jednego słowa typu: dialogi sztuczne, nieprawdziwe, popełniane fatalnym stylem, action ciągnie się jak flaki z olejem. Czyżby te elementy nie były aż tak kiepskie, by warto było o nich wspominać? Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że to opisów jest w książce jak na lekarstwo, dlaczego głównie na nich skupia się Pani Witek? Aha, zapomniałabym: "grzech numer dwa to imiona" - dopiero te dwa elementy to połowa recenzji. Pani Asia przejawia dużą troskę o Waszą pamięć, bo przecież tak trudno zapamiętać imiona: Elnis, Wark, Torg, Lejla, Szerkar, Valnir, Zoltar, Penak, Dogar itp... Łatwiej byłyby,: Ala, Ola, Cal, Sal...A co powiecie na Baseborga Krobaga (przepraszam mogłam dobrze nie zapamiętać), Ambegena, Birentę, Agatra i Dorlota? Było nie było, Pani Witek odsyła mnie na samym początku recenzji do Feliksa W. Kresa. Ale najwyraźniej wyznaje zasadę: "Co wolno wojewodzie....".
Na chwilę zatrzymam się jeszcze przy opisach, bo chciałabym przedstawić wam zdanie innych czytelników, którzy przeczytali recenzję Pani Asi: "Przyczepianie się do opisów postaci było po prostu niedorzeczne. Czy..."- nie będę tej części opinii przytaczać, by Pani Asi nie obrazić, bo ucierpiałaby jej ranga recenzenta, w każdym razie opinia czytelnika kończy się pytaniem:... "a może ma za słabą wyobraźnię?"
I w tym cały szkopuł, moi mili. Fantasy lubuje się w tzw. barokowych opisach. A Pani Asia stoi na stanowisku, że wszystko należy opisać, jeśli tych opisów brak, powieść jest nic nie warta. Oj, jakie błędne mniemanie. Jeśli Elnis odwiedzi pewna istota, a ja nie opiszę, jak ona wyglądała, tylko napiszę, że pies, który przebywał z bohaterką powieści w jednej izbie, nastroszył sierść na karku, obnażył kły i cofnął się pod drzwi, będzie o wiele ciekawiej. Ale takich niuansów Pani Asia nie pojmuje. Do jej wyobraźni lepiej trafi: pokraka miała różową trąbę, okrągłe niebieskie uszy sięgające ziemi, trzy krótkie nogi zakończone ośmioma wypustkami, cienki ogon tnący niczym batem...itd
Pani Asia wpadła sama w pułapkę, której mechanizm wam wyżej przedstawiłam, gdyż oprócz tego, że pominęła milczeniem postać Warka - możemy jej to wybaczyć, prawda drodzy czytelnicy? - napisała że (ach te nieszczęsne opisy): "...wyjątek stanowi główna postać, co tłumaczy się tym, że osobie Elnis poświęcono większą część miejsca w powieści" A ile miano poświęcić miejsca w powieści jej głównej bohaterce, Pani Asiu, jak nie większą część? I proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Elnis była ładna? Pani wie tylko tyle, że miała zielone oczy, ciemne włosy i harmonijną budowę ciała, nic więcej. Nie wie Pani, czy nie była ona ładnie zbudowana brzydulą o zielonych oczach. Elnis wcale nie została przeze mnie dokładnie opisana, sama sobie Pani dopowiedziała resztę. Mechanizm jest prosty: jeśli tylu męskich osobników traciło dla niej głowę, musiała być piękna, stąd też teoria wysnuta przez Pani kolegów: była świetna w łóżku. Wypada mi się w tym miejscu tylko uśmiechnąć. Nie ma najmniejszej wzmianki w powieści, że Elnis była świetna w łóżku, powiedziałabym nawet, że częściej zdarzało się jej przyjmować "bierną postawę". Następna rzecz: tajemnicza i mroczna przeszłość. Znowu bingo - patrzcie, jak wyobraźnia czytelnika pracuje, nawet tego niechętnego czytelnika.
W powieści "Błekitnooki szerg", posuwam się nawet dalej, czytelnik do końca nie wie, jaki kolor miały oczy Arin. Niebieskooka czytelniczka pomyśli, że niebieski, zielonooka, że zielony. W tym cały urok. Czytelnik sam sobie tworzy wizję postaci. Każdy z nas inaczej wyobraża sobie np. orka, a później następuje rozczarowanie, gdy to wyobrażenie nie pokrywa się z tym, co dajmy na to widzimy na ekranie.
Uff, ale się rozpisałam o tych opisach. Styl: "...maniera internetowa, krótkie zdania, gdzieniegdzie równoważniki zdań..."- szkoda, że Pani Asia nie odbiera moich e-maili, zobaczyłaby, jaką postać ta "maniera" przybiera w mym wykonaniu :-) (a może już wie, jeśli koledzy po fachu przesłali jej moje e-maile :-)?
I teraz oskarżenie najcięższego kalibru:
"Czyta się ją bardzo ciężko, zdania są chropowate (znaczy się zbyt krótkie, tak?), a całość jest znacznie przeładowana watą słowną" - no, tutaj Pani Asia mnie zaskoczyła, jak się ma ta "wata słowna" do "albo ich brak" - znaczy się opisów? Toż to prawdziwa sztuka, pisać powieść krótkimi zdaniami, tzw "manierą internetową" - krótko i zwięźle, żałować czytelnikowi opisów, i równocześnie tworzyć watę słowną. Czym ja geniusz prawdziwy, czy wybitny grafoman? Ale idźmy dalej:
"Trudu brnięcia przez kolejne strony autorka nie rekompensuje w najmniejszym stopniu ani niezamierzoną humorystyka (która rozjaśnia sekrety mroku Olsteriona) ani nowatorskimi pomysłami".
Jeśli nie wiecie, o jaką humorystykę chodzi, wyjaśnię wam to na krótkim przykładzie:
Ogień gasiła kolejna warstwo trupów. - Zgrabne i klimatyczne zdanko, prawda? Dla czytelnika prosta sprawa: tyle było tych trupów, że aż zgasiły swoją masą ogień. Redaktor pomyśli w następujący sposób: warstwa trupów stała z sikawkami i gasiła. To o ten specyficzny rodzaj humoru tutaj chodzi. Gdybym dała powieść do redakcji któremuś ze znajomych lub kolegów Pani Asi, pozbawiłabym jej nawet tej drobnej przyjemności, jaka rozświetlała mroki Olsteriona. I nawet do Galerii Kresa nie bardzo byłoby jak autora odesłać, bo redaktor uczyniłby zdania mniej chropowatymi, wygładził je, skleił ze sobą i popracował nad opisami. Ale to wiedza tajemna znana recenzentom, nie pierwszemu z brzegu czytelnikowi.
Ale znowu zbaczamy z drogi:
"O wykreowaniu oryginalnego świata nie można nawet pomarzyć, w zamyśle Moniki Błądek takie novum miały stanowić psychologiczne relacje między obcymi sobie rasami, jednakże pomysł ten nie do końca się sprawdził".
"Psychologiczne" relacje? - Bo zaraz spadnę z fotela, na którym siedzę. Czy ja stworzyłam podręcznik psychologii, a w nim opis ciężkiego, klinicznego przypadku? Ale tak najwyraźniej mą twórczość Pani Asia odbiera. Dwa stworki różnych gatunków, które się kochają i wjeżdżające między nich "psychologiczne relacje"?
Moim osobistym zdaniem Pani Asia w ogóle nie pojęła: "o czym to"? Jest to o tyle smutniejsze, że wnioskując z imienia, recenzent jest kobietą. Domyślam się również, że Pani Asia nie przeczytała tej książki całej. Dobrnęła pewnie do którejś strony, a później powieść przekartkowała.
Poprosiłam osobę, która powieści nie zna, o jej odczucia, jeśli chodzi o recenzję. Powiedziała, że nic z recenzji nie wiadomo, nie ma w niej ani słowa, o czym jest powieść. I ja się z tym zgadzam. "Psychologiczne relacje między obcymi sobie rasami" - tylko tą informacją czytelnik jest raczony.
Drodzy czytelnicy, cenną umiejętnością jest czytanie między słówkami. Jeśli recenzent nie potrafi sklecić ani jednego zdania, o czym jest powieść, którą właśnie przeczytał, pozostaje pójść wam tą drogą. Dla przykładu: jeśli rozpisał się o opisach, a nie wspomniał o dialogach, a opisów w powieści prawie nie ma, wiecie już, co myśleć. Nie znosisz opisówek, "Nad Niemnem" - zdzierżyłeś tylko film, znak to byś sięgnął po recenzowaną powieść.
Niestety, w moim przypadku, Pani Asia robi krecią robotę. Odstrasza potencjalnego czytelnika " psychologicznymi relacjami".
Czas podsumować recenzję.
Pani Asia Witek poszła na łatwiznę, gdyż najprościej wyliczyć niedociągnięcia dotyczące technicznych aspektów, tym bardziej, że dostała do ręki książkę debiutanta, nad którą nie pracował profesjonalny redaktor, lecz nie potrafiła sklecić nawet zdania, o czym jest recenzowana pozycja, co świadczy o tym, że albo książki nie przeczytała (a przecież wzięła honorarium za recenzję), albo jej mierność w posługiwaniu się językiem jest większa niż mierność autora powieści, którą to mierność skrupulatnie mu wypomina. A na otarcie łez zacytuję wam opinię czytelnika, którą wczoraj otrzymałam. To reakcja na recenzję Pani Asi Witek, w której czytelnik sam pokusił się o przedstawienie zarówno wad, jak i zalet powieści.:
"Hej!
Muszę przyznać że Twoja książka na pewno nie jest nudna.
Jednak po kilkudziesięciu stronach zacząłem się gubić kto jest
kto, a które miasto gdzie się znajduje. Moim zdaniem w
książce przydała się mapa świata ( co to dla ciebie, przecież
rysujesz), oraz słowniczek postaci. Poza tym trochę dziwny
jest podział książki, łatwiej by się ja czytało gdyby był w niej
podział na rozdziały a w nich dopiero poszczególne epizody.
Podsumowując, książka i tak mi się podobała, bo jest
ciekawie napisana, ma wartką akcje i na pewno nie jest nudna.
Ma jednak kilka mankamentów, ale nikt nie jest idealny.
Proponuje umieścić w drugim tomie słowniczek i mapę.
Pozdrawiam i życzę Ci dalszych sukcesów, oraz czekam na
kolejne tomy "
Na zakończenie:
Myślę, że zawodowi recenzenci uważają, że autorzy winni pisać książki dla nich, a nie dla czytelników. Recenzentom zdarza się często zapominać do kogo autorzy swe teksty kierują, a recenzja Pani Asi Witek jest tego najlepszym przykładem.