| |
POGRZEB (
powrót do fragmentów )
Arin podjęła jeszcze jedną desperacką próbę. Zaczęła się szarpać. Nic
to jednak nie dało, więzy nie puściły. Rzemienie wpiły się w skórę na
nadgarstkach, wbiły w ciało, doszły aż do kości. Ogromna dłoń chwyciła
ją za szczękę, ścisnęła. Piekąca ciecz wlała się do gardła. Krzyk zamarł
w ustach. Mogła tylko patrzeć. I patrzyła, z niemym wyrzutem. Patrzyła
na Volgana. A on tego wzroku nie zauważał, jakby była powietrzem. Wbił
spojrzenie w punkt gdzieś nad jej głową.
- Przerwij to! - Hilgar chwyciła go za ramię. - To obłęd! My tak nie robimy!
Jeśli nie chce dobrowolnie, nie możecie jej zmusić!
- Zbieraj się stąd, flądro! - syknęła najstarsza kobieta z rodu Ulfara.
Hilgar rzuciła się na nią, fukając jak wściekła kocica.
Zanim wojownicy je rozdzielili, Hilgar zdążyła kobiecie przejechać pazurami
po twarzy, a tamta wyszarpała jej pukiel jasnych włosów.
- Zapominasz się - zabrzmiał zimny głos Volgana. - Zwiążcie ją i trzymajcie
z dala od łodzi. Znieważyłaś nas, Hilgar. Już tego nie zrobisz. Może ród
Edwiga weźmie cię pod opiekę? Bo do nas już nie należysz.
- Najstarszy syn Ulfara - Hilgar splunęła pod nogi. - Już zacząłeś rządzić
jak Wieeelkiii Wódz...
- Weźcie ją z moich oczu! I zakneblujcie.
Tylko ona! - Arin pomyślała. Tylko ona stanęła w mojej obronie. A on,
Volgan, zgodził się! Nie protestował. Tylko Edwig się skrzywił, ale Edwig
nie należy do rodu Ulfara. Nie mógł się wtrącić, mimo że obwołali go wodzem.
Bez uderzenia mieczami w tarcze - zakiełkowała w niej złośliwa myśl -
bo mieczy już nie mają. Mogła tylko myśleć złośliwie, ale za chwilę nawet
tego nie będzie w stanie zrobić. Czuła ciepło rozchodzące się po całym
ciele. Odurzający napój zaczął działać.
Kilka
postaci stało na wzniesieniu. Czarne stwory obserwowały dolinę. Miały
sokoli wzrok, dlatego dobrze widziały, co robiły blade, jasnowłose małpy.
Jak się żółtookie bestie spodziewały, intruzi przygotowywali pogrzeb.
Bardzo dziwny pogrzeb.
- Co za głupie stworzenia - jeden z nich nie wytrzymał.
- Nie różnią się zbytnio od innych bladych istot.
- Różnią. Są jeszcze głupsi. Kto to widział tak marnować mięso? Do wiosny
zdechną z głodu, a teraz zarżnęli konie i chcą je spalić! A nie potrafią
nawet zeżreć tych z nich, którzy padli. Brzydzą się samych siebie!
- Mylisz się Herkar. Zaczną się zżerać, gdy głód będzie dostatecznie silny.
Jak reszta tych, którym zdarzyło się utkwić tu w zimie.
Czarny stwór o złych, pełnych pogardy oczach i pokrytej bliznami twarzy
ryknął dzikim śmiechem.
- Utkwić tu w zimie? Zatran! Nikt na długo nie "utkwił tu w zimie",
bo zaraz znalazł się w naszych brzuchach. Nie rozumiem cię. Dlaczego nie
pozwoliłeś rzucić się nam na te jasnowłose małpy? Czyżbyś wolał trzymać
świeże mięso? Hodować je, jak oni hodują świnie? Na mięso?
- Nie.
- Nie? Gdybyś pozwolił rozerwać ich na strzępy, zaspokoić żądzę krwi,
zabiłbyś w wojownikach nudę. A tak, zaczną się rozrywać między sobą. Z
nudów i wściekłości, że muszą tu na Północy bezczynnie tkwić, zaczną rychło
skakać sobie do gardeł. Bo szergowie muszą przelewać krew, jeśli nie wrogów,
to przynajmniej swoją.
- Ich własną? - jeszcze jeden stwór wtrącił się do rozmowy. - Odkąd to
Herkar przejmujesz się naszymi stratami? To z tobą nasz niedźwiedź ma
największe kłopoty. Jesteś najwredniejszym szergiem jakiego ziemia nosiła.
Tobie pierwszemu zaczyna brakować świeżej krwi i rzucasz się kompanom
do gardeł.
- To zaszczyt słyszeć tak wspaniałe komplementy od szerga, który tyle
się dzisiaj męczył z marną istotą - stwór zaczął kpić. - Ty, Zerd, nawet
nie potrafisz rozwalić drewnianej tarczy jednym ciosem miecza! To dla
Szerglvar hańba, tyle się męczyć z jasnowłosą małpą.
- Przestańcie! - warknął najwyższy z nich, zwany Zatranem.
Herkar w jednej chwili zamilkł. Nawet on nie mógł pozwolić sobie na drażnienie
najpotężniejszego i najbardziej drapieżnego niedźwiedzia.
- Zerdowi tyle z tym jasnowłosym zeszło, bo walczył z najlepszym z nich.
- Jeśli wystawili najlepszego, dlaczego ty, Zatran, nie stanąłeś do walki?
- Chciałem dać im szansę.
- Szansę? Nie poznaję cię. Odkąd to Szerglvar daje wrogom równe szanse?
- Gdybym go rozwalił jednym uderzeniem miecza, nie miałbyś tyle zabawy,
co Herkar?
- I tak zabawa mnie nie ominęła. Podobało mi się, jak odrąbałeś głowy
tym żałosnym jasnowłosym istotom, którym wydawało się, że są niedźwiedziami.
- Ty nie miałeś podziwiać, tylko obstawiać mi plecy. Taka twoja parszywa
robota, Herkar.
- Nie mogło mnie spotkać bardziej nudne zajęcie! Po tobie można tylko
sprzątać. Po co pilnować tyłka najlepszemu wojownikowi Cienia?
- Z tym najlepszym trochę przesadziłeś. A Płowowłosy i Baradar? A zagłodzony,
zdradliwy kundel z Tora-Kardar?
- Baradar już zszedł z tego świata, a ten zagłodzony kundel Szindar nie
jest zagłodzonym kundlem, odkąd zeżarł ci paru wojowników.
- Co do schodzenia z tego świata, burzyłeś się Herkar, że będą palić mięso.
To mniej głupie niż wypuszczenie na morze podpalonej łodzi z trupa...
- szerg nagle zamilkł. - Gdzie ONA się pcha?!!! - rzucił wściekłym głosem
i runął w dół zbocza. Reszta żółtookich stworów popędziła za nim.
(
powrót
)
 |
|
Powrót |
|
|