Tło jasne
 


OTCHŁAŃ
( powrót do fragmentów )
Dziura w ziemi zdawała się nie mieć dna. Była smoliście czarna. Kłąb cuchnącego dymu wzbijał się w powietrze. Smród był nie do zniesienia. Zalatywało zgnilizną. Nie przeszkadzało to dwóm stworom podążać brzegiem otchłani. Oczodoły jednego z nich, wysokiego, wychudłego i obciągniętego bladą jak pergamin skórą, były puste niczym dziura w ziemi. Obok niego szedł czarnoskóry szerg. Nie wyglądał młodo, nawet na nieśmiertelnym znać było ząb czasu.
Przystanęli i spojrzeli w dół. Blask z wnętrza ziemi oświetlił sępie oblicza. W twarzy szerga zionęła czarna dziura. Miał pusty jeden oczodół.
- Rasa ludzi nie może zapanować nad światem, Jednooki - rzekł chudy stwór, patrząc na płonącą lawę.
- I nie zapanuje, Niezniszczalny.
- Nie bądź tego tak pewny, Jednooki Lisie. Równowaga została zachwiana.
- Kim ty jesteś, Mroczny Stworzycielu?
- Naprawdę nie wiesz kim, Jednooki?
- Nie wiem i nie wiem, po co mnie wezwałeś.
- To wy, Szindar, naruszyliście "równowagę"! Przez swą pychę i butę. Za twarde macie karki. Wolności wam się zachciało! I do czego to doprowadziło?! Oni się mnożą. Jak króliki. Niczym karaluchy. Są jak szarańcza!
- I niech się mnożą, będzie więcej mięsa dla nas.
- Tyle go będzie, że brzuchy wam pękną z przejedzenia.
- Dlaczego mówisz, że równowaga została zachwiana? I po co mnie wezwałeś?
- A dlaczego posłuchałeś mego wezwania? - puste oczodoły wbiły się w żółte ślepia.
- Chciałem wiedzieć.
- Też wyczułeś, a przecież to ty, Jednooki, jesteś winny temu, co się stało. To przez ciebie Szindar zaczęli się łączyć z ludzkimi kobietami!
- Ale one rodzą nas, szergów!
- W żyłach tych "szergów" płynie zła krew! Czyżbyś tego nie dostrzegł, Jednooki? Czy nie dostrzegłeś, że wypowiadając mi posłuszeństwo i walcząc ze mną, niszczysz Równowagę? Równowagę, której jestem Strażnikiem. Powstałem, by jej strzec, Jednooki! Jedna rasa nie może zapanować nad światem, bo on ulegnie wtedy zagładzie.
- To mnie nie obchodzi. My, Szindar, przeżyjemy i urośniemy w siłę.
- Obchodzi cię tylko potęga? Potęga Szindar? Chcesz panować - kostucha wybuchła pogardliwym śmiechem. - Zdusić wrogów. Sprawić, by pełzli na kolanach. I będą pełzli, do czasu, gdy będzie ich tak dużo, że zduszą was ciężarem. Oni się mnożą, bo niszczysz ich naturalnych wrogów. Wrogów, których sami stworzyli, a nawet o tym nie wiedzą.
- Ale oni też niszczą się nawzajem! Jak my. A ty? Co z ciebie za strażnik, jak robisz to samo co oni. Rozmnażasz i niszczysz!
- Walczę ich bronią, Jednooki.
- Ich bronią?
- Okrucieństwem. Jestem jak żywioł, trąba powietrzna, trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu, morowe powietrze. Ale ja nie działam na oślep. Wiem, co jest celem. A oni? Są tak okrutni, że wywołuje to mój podziw. Czysta forma! Najbardziej sycąca stwora powstałego w mroku...
- Czego ode mnie chcesz?! - Jednooki się zniecierpliwił. - Po co mnie wezwałeś? Dlaczego stoimy nad brzegiem Otchłani?
- Jeszcze tego nie pojąłeś? - śmiech był bezgłośny, mimo to Jednooki się wzdrygnął, bo brzmiał złowróżbnie, kipiał pogardą. - Ty, Jednooki Lis? Najtęższa głowa wśród zdradliwych kundli z Tora-Kardar? Niczego nie zrozumiałeś, Penak?
- Zrozumiałem. Dobrze zrozumiałem, Ślepy Sępie.

( powrót )

  Powrót