Tło jasne
 


BUDOWA ŁODZI
( powrót do fragmentów )

Zbocze zamykające dolinę było prawie pozbawione drzew, dlatego Zatran już z daleka dostrzegł smukłe kształty. Szkielety leżały na brzegu, ale nie były nagie.
Przez śnieg, zbity i brunatny, przebijała się szarozielona trawa - krótka, słaba i marna, ale już niedługo pokryje zielenią całą dolinę. A teraz? Cóż, nogi tonęłyby mu w błocie, gdyby podążał ścieżką wydeptaną przez ludzi. Strumienie wody spływały korytami utworzonymi w śniegu i podmywały lodowe ścianki. Jednak ani Zatran, ani jego wojownicy nie patrzyli pod nogi, nie widzieli wody rozbryzgującej się pod ciężkimi stopami. Wódz od razu skierował się nad rzekę, nie wchodził za ostrokół. Już z daleka zobaczył Edwiga, który, tak jak i inni jasnowłosi, był pochłonięty pracą.
Widok Zatrana i jego wojowników nie zdziwi ł nikogo w osadzie. Dostrzeżono ich już, gdy szli w dół stoku. Zatran z zainteresowaniem przyglądał się pracy istot. Edwig to zauważył i podszedł do szerga. Było zimno, wiosenne słońce nie grzało zbyt mocno, jednak po obnażonym do pasa ciele Edwiga spływały strużki potu.
- Ozdabiają dziób - zagadnął. - Głową smoka - dodał. - Czas zwrócić nam kobiety, szergu.
- Dotrzymałeś słowa, Edwig - Zartan był zadowolony. - Przybyłeś w samą porę, będziemy spuszczać łodzie na wodę. A tam osadzą wiosła.
- Masz na myśli ster?
- Niech ci będzie: wiosło sterowe. Zadowolony?
- Trochę to prymitywne, ale trudno, skoro się uparłeś.
- Niegłupi pomysł, by osadzić ster na środku, ale to coś nowego. Nie udało mi się przekonać do tego cieśli. Niewielu potrafi osadzić porządnie boczny ster, a co dopiero osadzać go po nowemu! To zbyt ważny szczegół, abyśmy pozwolili sobie na zrobienie tego we wszystkich łodziach. Jedna na próbę, i owszem, ale wszystkie?
- Nie bądź tak skostniały, Edwig. Miałeś wzmocnić łodzie bojowe, i co?
- Łodzie byłyby cięższe.
- Ale zyskalibyśmy na wytrzymałości. Jak w łodziach, którymi przypłynęliście. One są mocniejsze.
- Ale mają większe zanurzenie! I czy ty rozumiesz słowo "cięższe"? - Edwig był rozdrażniony.
- Szergowie są silniejsi od ludzi, dlatego nie będzie problemu z ciągnięciem łodzi, a nawet niesieniem na grzbietach.
- Ale też ważycie więcej od ludzi. A przez to i tak łodzie będą miały większe zanurzenie. A każda ma wagę trzydziestu koni!
- Nie przesadzaj z tym ciężarem. A poza tym, nie wiem, o jakich koniach mówisz; jeśli o harrańczykach, to powiedziałbym, że łódź ma wagę najwyżej dwudziestu. Ale to ciekawe, to liczenie w koniach. Można w ten sposób liczyć moc. Być może nawet gdzieś tak robią. A co do ciężaru, nie ma nic za darmo, zapakowalibyśmy na łodzie mniej łupów w drodze powrotnej.
- Po co chcecie wyruszać w morze, jeśli nie będziecie brać łupów? Dla handlu? Do tego nie potrzebujecie łodzi bojowych.
- Nie bądź taki dowcipny, Edwig. Wystarczy, że trochę narozrabiamy - Zatran odsłonił kły w uśmiechu. - Wojna to nie tylko łupy. To także krew i świeże mięso. No, nie rób takiej zdziwionej miny, bo i tak nie uwierzę, że nie lubisz przelewać krwi. Swój wyczuje swego, jasnowłosy. Lubicie szlachtować, widać to po was. Niektórzy z was aż tak bardzo pragną krwi, że tracą rozum, kiedy ją poczują. Ale wróćmy do rzeczy. Co z masztami?
- Wszystko po kolei. Wiem, że chciałbyś zobaczyć wiatr wydymający żagle i dzioby prujące fale, ale okaż trochę cierpliwości. Maszty są składane. Muszą być, bo to ułatwia życie: porządne, wysokie maszty. Krzyżaki są już osadzone. Jak spuszczą łodzie na wodę, postawią i maszty.
- Dąb, płótno, smoła i żelazo na nity - niewiele od nas potrzebowaliście.
- A kawał dobrej roboty? Ale to nie wszystko. Trzeba jeszcze umieć tymi cudami pływać. Chwycić za wiosła to najprostsze, ale trzeba jeszcze umieć żeglować, znać się na nawigacji...
- Łupami ci zapachniało, co, Edwig? I krwią - Zatran zaczął się śmiać. - Nawet nie musiałem składać ci tej propozycji, sam się prosisz. Ale masz rację, jesteście nam potrzebni. Z językiem nie będzie dużego problemu. Gdy wy budowaliście łodzie, Zerd uczył. Przynajmniej tych bystrzejszych, którzy popłyną, bo wyruszamy, Edwig.
- Ale...
- Sam mówiłeś, że spuszczacie łodzie na wodę. Lód już ustąpił, czas pomyśleć o wyprawie.
- Dokąd?
- Kierunek: południowy zachód. Popłyniemy wzdłuż brzegu. Zaatakujemy tam, gdzie się nas nie spodziewają. Jeśli popłyniecie z nami, będziecie zadowoleni, bo uderzymy w istoty, z których jest co łupić. Bogaty kraj, zaskoczenie i głowy, które tylko czekają, aż je zetniemy. Po nudzie zimowych miesięcy będzie to ciekawa odmiana. Czas, by szergowie ruszyli na morze, ale ty masz problem.
- Problem?
- Aisa - na twarzy Zatrana pojawiło się rozbawienie. Dostrzegł zafrasowaną minę jasnowłosego, gdy wymówił imię jego kobiety.
- Nie przejmuj się tak, nie tylko tobie słaba istota będzie suszyć głowę i nie tylko ty zostałeś szczęśliwym tatusiem.
- Ty...?
- Szarowłosa dała mi syna i... no, co tu dużo mówić, dla mnie to coś nowego.
- Bo myślałeś zawsze tylko o sobie?
- Nie tylko o sobie.
- Bo jesteś wodzem. Gdybyś nim nie był...
- Ale nim jestem i nie mam na głowie małej osady, tylko całą Zachodnią Hordę. Zima się skończyła, czas pomyśleć o wyprawach wojennych.
- Co do wypraw wojennych, dobrze, że nas odwiedziliście. Pomożecie w spuszczaniu łodzi na wodę. To na początek, zanim razem pójdziemy w bój.
Edwig podszedł do jednej z dziesięciu łodzi gotowych do wodowania, Zatran z szergami ruszyli za nim.
Jasnowłosi ujęli w ręce topory, by wybić deski i pale utrzymujące łódź w pionie, aby łatwiej było zepchnąć ją do wody.
- Podeprzyjcie burty z dwóch stron - Edwig wydał polecenie czarnym stworom i uśmiechnął się, zerkając na Zatrana.
- Sami możecie to zrobić - burknął szerg - trzeba tylko zepchnąć trzydzieści koni.
- I sami będziemy wiosłować, żeglować, przenosić je na grzbietach, naprawiać...
- Niech ci będzie, Edwig. Podeprzeć łódź - zarządził Zatran. Topory poszły w ruch. Rozległ się głuchy stukot. Żelazne obuchy uderzyły w drewno. Pale, jeden po drugim, zaczęły padać na wydeptaną, lichą trawę. Szergowie podparli burty. Kilku jasnowłosych naparło na dziób. Kil zaczął szorować po belkach, które, ułożone jedna przy drugiej, schodziły w stronę wody. Łódź powoli przesuwała się do przodu. Wspólny wysiłek czarnoskórych wojowników oraz jasnowłosych przynosi ł zamierzony skutek, a otwory na wiosła ułatwiały zadanie - było za co chwycić i zaprzeć się, by łódź sunęła do przodu. Jeszcze tylko chwila i znalazła się w wodzie, dobrze zakotwiczona. Nurt rzeki nie był w tym miejscu zbyt wartki, a spływająca kra niebezpieczna, ale Edwig był ostrożny - łódź nie miała jeszcze steru, wiosła leżały na brzegu.
Dwóch cieśli od razu przystąpiło do pracy. Weszli do wody z olbrzymim trzymetrowym wiosłem, do którego pod kątem prostym przymocowany był rumpel. Zatran przyglądał się temu, co robili. Jeden z jasnowłosych stał w lodowatej wodzie, drugi znajdował się na łodzi. Wszystko już wcześniej wymierzyli i przygotowali, ale i tak skupili się na wykonywanej czynności, szczególnie podczas osadzania wiosła na solidnym trzpieniu, który łączył je z burtą. W górnej części przywiązano wiosło do sterburty grubym na dłoń rzemieniem.
- A maszt? - zapytał Zatran. - Przecież mogliście go zamontować na brzegu, ster również. Po co włazić do zimnej wody? Jak będą stawiać maszt, pokład będzie się kołysał. Czysta głupota! A może to jakaś ceremonia albo zabobon, by robić to, gdy łódź jest na wodzie?
- Nie mieszam się do ich pracy. Zresztą jak chcesz, by postawili maszt - postawią, i wniosą na pokład wiosła. Jeszcze tylko kilku chłopa i można nią odpłynąć. A kiedy rozwiną żagiel, zobaczysz czerwonego smoka.
- Czerwonego smoka? - Zatran się skrzywił. - Wolałbym tygrysa szablozębnego albo wilka. A te dziury w burtach - osadzicie na nich tarcze?
- Osadzimy tarcze? - Edwig zaczął się śmiać. - Tarczy nie mocuje się w otworach na wiosła.
- Dlaczego się śmiejesz? Przecież lubicie, by wszystko ładnie wyglądało. Wydęty przez wiatr kolorowy żagiel, tarcze na burtach...
- I pełne morze? Nie, Zatran, pierwsza większa fala i kolorowe tarcze pochłonęłaby woda.
- A wiosła?
- Wciąga się je do łodzi i zaślepia otwory. Po co woda ma się wlewać na pokład? Ale wróćmy do pracy, czas zepchnąć następną łódź. Tylko przeniosą belki, żeby kil nie utkwił w piachu, bo wtedy nawet twoi szergowie nie ruszą jej z miejsca.
***
Szirai, Arin i Hilgar stały na brzegu, otoczone przez wojowników Zatrana. Patrzyły na rzekę, po której płynęły łodzie. Nie tylko Szirai, Arin i Hilgar żegnały bliskich. W osadzie jasnowłosych zostały tylko kobiety, wyrostki i starsi mężczyźni. Żądni łupów wojownicy wyruszyli na morze. Łodzie oddalały się coraz bardziej, żagle złapały wiatr, okrągłe tarcze mieniły się żywymi barwami w promieniach wschodzącego słońca.
- Przynajmniej Herkar został - burknęła Szirai. - Masz szczęście, Arin. - Lepiej popatrz na Hilgar, ona znosi to z podniesioną głową. Normalna rzecz: wojownik wyrusza na wyprawę wojenną, jego żona zostaje i czeka.
- Z dzieckiem?
- Z dziećmi. A Herkar został tylko dlatego, że Zatran chciał, żeby cię chronił. Herkar zawsze pilnował pleców Zatrana. Tym razem pilnuje jego kobiety i dziecka. Oto jest to szczęście, które mnie spotkało. A na łodziach bojowych nie ma miejsca dla kobiet.
- Nie ma miejsca! - prychnęła Szirai. - Ależ wy jesteście zacofani!
- To nie zacofanie, tylko zdrowy rozsądek.
- Rozsądek? Nie ma u was kobiet-wojowniczek?
- Nie ma.
- Niemożliwe, by wasze kobiety nie wojowały!
- A i owszem, ich kobiety wojują.
Szirai odwróciła się, Herkar stał za nimi.
- A widzisz, Arin? - zatriumfowała Szirai.
- Tyle, że w łóżku - Herkar odsłonił zęby w szerokim uśmiechu.
Szirai nie wytrzymała, kopnęła go w kostkę i... wykrzywiła twarz: trafiła w nagolenicę.
- Spokojnie, Szarowłosa. Nie masz co się boczyć. U nich słabe istoty są dzielniejsze od wojowników. To żadna filozofia machać mieczem, a nawet zginąć. Sztuką jest, gdy słaba istota utrzymuje przy życiu siebie i potomstwo, kiedy samiec bawi się w wojenkę. A wódz Zachodniej Hordy spełnił swoje marzenie. Ruszył na morze.
- Oby tylko wrócił - Szirai wpatrzyła się w wartki nurt rzeki. Łodzie zniknęły za zakrętem rzeki.

( powrót )

  Powrót